12 stycznia 2014

Rozdział 4

Wstałam bardzo wypoczęta. Byłam w dobrym humorze, ale zepsuł mi go fakt, ze muszę wracać do domu. Szczerze to nie chcę tam wracać, bo jak zawsze mama pójdzie do pracy, a ja zostanę sama. Zeszłam na śniadanie, które przygotowała Sam. Było przepyszne. Czemu moja mama tak nie gotuje? Aaa przecież ja to wiem, bo ciągle siedzi w pracy i nie ma czasu na takie bzdury jak gotowanie. Po śniadaniu poszłam na górę umyć się i ubrać. Do mojego pokoju ktoś zapukał, okazało się że to Sam.
- Shannon zostawiasz u nas swoje rzeczy? - spytała.
- Nie wiem, może.
- Zostaw. Nie będziesz musiała przywozić ich następnym razem.
- Chcesz, żebym tu jeszcze przyjechała?
- Oczywiście. Bardzo cię lubię i chcę, żebyś wpadała tu jak najczęściej.
- Cieszę się, że mnie lubisz tak bardzo jak ja ciebie.
- Super. No to daj brudne rzeczy do prania, a potem pójdziemy do sklepu, dobrze?
- Dobrze - przytuliłam się do kobiety - Oj przepraszam za bardzo się ekscytuję.
- Nie masz za co przepraszać. Nawet możesz robić to częściej - teraz to ona mnie przytuliła.
Sam poszła, a ja zostałam sama. Wyciągnęłam z torby wszystkie rzeczy i wsadziłam do szafy. Potem z Samanthą poszłam do marketu zrobić zakupy. Wybrałam same kaloryczne rzeczy takie jak czekoladę, chipsy, cole, ciasteczka i inne. Normalnie dziewczyny w moim wieku nie jedzą takich rzeczy, ale ja mam dobry metabolizm i szybko to spalam. Gdy wróciłyśmy zabrałyśmy się za robienie obiadu. Makaron ze szpinakiem. Nie lubię ogólnie szpinaku, ale zjadałam by nie zrobić Sam przykrości. Może to dziwne, ale zasmakowało mi. Po objedzie poszłam po torebkę i pożegnałam się z ojcem i jego dziewczyną. Będąc na przystanku czekałam na przyjazd autobusu. Zadzwonił do mnie telefon. Był to Zayn. Nie odebrałam. Chyba on śni, że będę z nim gadać po tym jak mnie zbył. Jeszcze czego. Znowu dzwoni, a ja znowu nie odbierałam. Po paru minutach myślałam, że da mi spokój ale się myliłam. nie mam zamiaru odbierać. Znowu dzwoni.
J(a): Czego? - krzyknęłam do słuchawki telefonu.
H(arry): Halo? Shannon? - usłyszałam nieznany mi głos. Było mi głupio.
J: Tak, z kim rozmawiam?
H: Z tej strony Harry. Jestem przyjacielem Zayna. On do ciebie dzwonił, ale nie odbierałaś, więc ja teraz do ciebie dzwonię.
J: Aha.
H: No i może z nim pogadasz?
J: Dobrze porozmawiam z nim.
Z(ayn): Hej Shannon.
J: Cześć Zayn.
Z: Przepraszam, że wczoraj się nie spotkaliśmy, ale już byłem z kimś umówiony. Pewnie dla tego nie odbierałaś - czy on czyta mi w myślach?
J: Nie. Po prostu jestem dziś marudna i nie chce mi się z ludźmi gadać.
Z: O to całe szczęście, bo już myślałem, że to ja. Może dziś się spotkamy?
J: Sorry Zayn, ale nie mogę. Jestem bardzo zajęta. Może innym razem.
Z: Nic się nie stało tak bywa. Na razie.
J: Pa.
O wow. Mogłam nie odbierać. Teraz muszę zapisać sobie numer do Harry'ego. Miły gostek, specjalnie użyczył fona kumplowi. Autobus właśnie przyjechał, a ja do niego wsiadłam. Po pół godziny drogi byłam na miejscu. Poszłam do domu i to co zobaczyłam zatkało mnie. Mama była w domu i nawet zrobiła obiad.
- Siadaj, zaraz podam do stołu.
- Nie jestem głodna.
- Jak to nie jesteś?
- Już jadłam u taty.
- Aha.
- To ja idę na górę.
- Skarbie poczekaj. Gdzie podziały się twoje rzeczy? - spytała.
- Zostawiłam u taty. Już nie będę musiała brać ich do niego.
- Mhm.
Poszłam na górę odprężyć się i porysować.
------------------------------------------------------
Ta dam oto 4 rozdział, a ja powracam w wielkim stylu bo od 4 miesięcy nic nie napisałam. To przez brak weny ale wstawiam go specjalnie w urodziny naszego Zayna :)
Mam nadzieję że się podoba.
Proszę komentujcie, Edyta ♥